niedziela, 4 kwietnia 2010

Druga strona pokazu.


Jesienny pokaz Balenciaga. Jako pierwsza wkracza na wybieg twarz poprzedniego sezonu Mirte Mass w kosmicznym płaszczu, który jest spotkaniem kombinezonu astronauty z ciasteczkową spódnicą, te dwa obce sobie się światy połączyło jedno, kawałek futra w talii tworząc esencję geniuszu Nicolasa Ghesquiere'a. Wełniane swetry spod których wyłania się koszula i spódnice mini z neonowymi, geometrycznymi nadrukami. Sukienki z dołączonymi długimi rękawami z podziurawionego nylonowego materiału, pudrowe zwiewne komplety zwieńczone falującą wycinanka, rozsunięte spodnie ukazujące gazetowe nadruki, czarne kamizelki z jak gdyby rozciętymi rękawami które pozostawały w tyle tworząc "skrzydła" wychodzące zza pleców. Prawdziwa różnorodność w kwestii tekstur jak i landrynkowych kolorów zapożyczonych prosto ze słynnych ciasteczek macaroons. Pokaz zamykały sukienki zrobione z przemysłowej pikowanej pianki, wyglądającej jak opakowanie cukierków z tysiącem tekstów.


Monika Jagaciak, Balenciaga jesień/zima 2010'11

To wszystko sprawiło, że z jeszcze większą niecierpliwością czekałem na pełną wersje pokazu. Stało się. Odkryłem na nową kolekcje gdy zobaczyłem konstrukcje ubrań z tyłu. Większość projektantów odpuszcza sobie tył stroju, ale nie Nicolas. Robi coś nieprawdopodobnego, skupia uwagę również na drugiej stronie ubrań. Nie pozwała aby jakaś część była pominięta, niedopatrzona. W płaszczach przenosi futro także na drugą stronę, rozcinając je na dwie części, nadaje trójwymiarowości, lekkości z reguły topornego materiału. Podobnie postępuje z kolejnymi częściami
kolekcji. Ubrania wyglądają jakby były założone w ina stronę niż powinny, uzyskując dzięki temu obszerność.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz